piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 9.

 "Przepraszam"


Notka pod rozdziałem !!

Miesiąc... To Już jeden pierdolony miesiąc od kiedy Chantel ode mnie odeszła.
Jak ja sobie z tym radzę ? No właśnie nie radzę. Codziennie budzę się idę po alkohol na pijam się i idę spać.
Pare razy rozmawiałem przez telefon z Jaxson'em ponieważ nie mam jak się z nim spotkać.
Chantel powiadomiła mnie ,że w tym tygodniu a dokładnie dziś mogę się spotkać z synkiem ponieważ wracają z San fransisco. Cieszyłem się, wiem ,że to będzie świadczyć o tym jakim jestem ojcem ale bardzej cieszyła mnie myśl o spotkaniu się z Chantel. To nie tak ,że syn jest na drugim miejscu. Oni oboje mają pierwsze, chodzi o to ,że wiem ,że synka nie stracę natomiast Chantel ona.... Ona może odejść. W prawdzie już to zrobiła, ale mam zamiar ten ostatni raz o nią zawalczyć. Ostatni ? Czemu ostatni ? Nie chcę psuć jej życia, nie będę jej nękał i nachodził. W końcu to jej wybór chodzi o to ,że Mam nadzieję ,że nikt nie zajmie mojego miejsca przy mojej księżniczce.

- Halo ? - Odebrałem dzwoniący telefon.
- J-Justin. To ja Chantel. Mógłbyś przyjść do parku tego co zawsze ? Tam spotkasz się z Jaxson'em. - Szepnęła cicho.
- Tak, tak Kochanie coś się stało? Płaczesz? - Zapytałem zmartwiony. Właśnie wychodziłem z pod prysznica kiedy zadzwoniła Chantel.
- Nie, wszystko w porządku. Proszę nie nazywaj mnie tak Justin. - To zabolało. Zabolało mocniej niż może się wydawać. Kiedy ukochana osoba powie ci ,że nie masz do niej mówić tak aby czuła się kochana, nie ważne jak bardzo oklepanie to brzmi.
- I spotkam się z tobą. - Uśmiech pojawił się na mojej twarzy, Dodałem nie zważając na ostatnie jej zdanie. Ale ku mojemu zaskoczeniu połączenie zostało przerwane.
Nie chcą tracić czasu wziąłem się za przygotowania do spotkania.
Gotowy zamknąłem frontowe drzwi od mieszkania po czym ruszyłem do mojego czerwonego bugatti i wyjechałem na drogę prowadzącą do parku.

-Tataaa!! - Usłyszałem krzym mojego małego brzdąca po czym przykucnęłam tak aby synek wpadł w moje ramiona, z siłą od rozbiegu z jaką wpadł trochę się zachwiałem wstając i podrzucając malca do góry.
- Mój mały mężczyzna. - Ucałowałem jego czółko.
- Gdzie jest mamusia, brzdącu ? - Poczochrałem maluchowi włoski.
- W domku. - Odpowiedział robiąc smutną minkę. - Ciocia mnie pśyprowadziła bo mamusia się źle cuła.
- Cześć Justin. - Odezwał się kobiecy głos. Spojrzałem do góry widząc Chanel.
- Gdzie jest Chantel ?
- Ona nie chce się z tobą widzieć. - Splunęła.
- Słuchaj ja się zmieniłem ona to wie, ale się boi. - Sapnąłem zrezygnowany odwracając wzrok w stronę synka bawiącego się z innymi dziećmi w piłkę nożną.
- Chciałem z nią porozmawiać.
- Ona tego nie chce.
- Ona nie  może mnie unikać bez końca!
- Będzie robiła to jak najdłużej się da.
- Wiesz co nie obchodzi mnie twoje zdanie biorę małego dzisiaj do siebie. Przyjdź do parku po niego o 20:00. Do zobaczenia. - Ruszyłem w stronę malca. Tak na prawdę sam odwiozę synka do domu, ale ta jędza powiedziałaby to Chantel i wyszła by z domu a tak będę miał około godziny na rozmowę z Chantel i wytłumaczeniu jej wszystkiego.


*Chantel.

Leżałam w łóżku przykryta kocem pod samą szyję. Nie ,że byłam chora ale po prostu było dziś wyjątkowo zimno i w ten sposób czułam się bezpieczniej.
Właśnie wybiła godzina 19:40 i Chanel poszła do parku odebrać mojego malucha. Sama nie odważyłam się na spotkanie z Justinem. Tak cholernie za nim tęsknię. Pomimo tego ci mi zrobił, pomimo tylu krzywd ja go nadal kocham. Nie mogę się z nim widzieć bo pewnie rzuciłabym mu się na ramiona i wybaczyła dosłownie wszystko. On się zmienił. Udowodnił to. Wiem ale nie mogę się poddać wytrzymałam miesiąc wytrzymam już... Na zawsze ? Nie wytrzymasz ! Ona jest twoim życiem !
Po chwili usłyszałam pukanie do drzwi. Pewnie Chanel czegoś zapomniała.
Podeszłam do nich i otworzyłam mając nadzieję ,że to Chanel. Pomyliłam się. To jest...
- Mama! - Maluch podbiegł do mnie przytulając się do moich nóg.
- Cześć słodziaku. Kochanie idź do pokoiku mamusia musi tu coś załatwić. - Chłopczyk wykonał moje polecenie i już po chwili zniknął za drzwiami do jednego z pokoi.
- J-Justin. - Za jąkałam się kiedy odwróciłam się do chłopaka przodem. Jedna samotna łza spłynęła po moim zaczerwieniałym od wcześniejszego płaczu policzku.
- Chantel. Ja musiałem tu przyjść. Musiałem cię zobaczyć. Musiałem usłyszeć twój głos, jak kolwiek oklepanie to brzmi ja musiałem się z tobą spotkać. - Po moim policzku znów zaczęły lecieć łzy.
- Ty się zmieniłeś.
- Kochanie, starałem się dla ciebie. Wiem ,że nie jest jeszcze idealnie ale nadal próbuję. - Podszedł krok do przodu.Chciałam się cofnąć ale nie mogłam. Nie mogłam ani się ruszyć, ani nic powiedzieć.
- Proszę daj mi tę ostaniom szansę. - Spojrzał na nie błagalnie. Widziałam w jego oczach ból, strach, smutek i jakąś iskierkę nadziei.
- Za każdym podniesieniem na mnie ręki dostawałeś szansę. Nawet nie wiem ile ich było. - Spuściłam wzrok na swoje kapcie.
- Wiem i przepraszam. Błagam o tę jedną jedyną ostatnią. Wystarczająco długo nie ma ciebie przy mnie.
Już nic nie powiedziałam po prostu wtuliłam się w jego umięśniony tors. To miejsce w którym czułam się najbezpieczniej.


Wiem ,że jest opóźniony ale byłam na domku, u babci i codziennie jeździłam na plażę więc nie miałam czasu czekam na wasze komentarze.
Wiem ,że nie miałam tego robić ALE skomentujcie tylko 1 RAZ ! CZEKAM NA 16 KOMENTARZY I DODAJĘ NASTĘPNY :) JAKOŚ ZA TYDZIEŃ MOŻE DWA :*

CZYTASZ = KOMENTUJESZ!

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 8.

 "- Kochanie wróć."


*Justin

- Nie wierzę - Szepnąłem. Przecież ona nie może mnie zostawić. Po tym wszystkim co przeszliśmy, ona nie może ode mnie odejść. Nie pozwolę jej na to. - Nie możesz.- Podniosłem głos.
- Nie możesz mnie zostawić. Proszę, kochanie...
- Justin proszę cię. Tyle razy mówiłam.... Tyle razy prosiłam, tyle razy mi obiecywałeś. Ale ja też mam granice wytrzymałości, które ty przekroczyłeś. To był błąd dawać ci szansę i wracać tu z powrotem. - Powiedziała to tak spokojnie. Z jej oczu wyleciała jedna samotna łza. Wiem ,że byłem potworem. Kocham ją, żałuję tylko ,że uświadomiłem sobie to tak późno.
- Już za późno Justin. Nie jestem w stanie tego naprawiać.
- Wiem ,że damy radę, ja dam radę zmienię się. Oddam wszystko nie odchodź.- Z moich oczu również wyleciała łza, ale nie jedna samotna za nią podążały kolejne.
- Mówiłeś mi.- Krzyknęła nagle. - Mówiłeś mi tyle pieprzonych nic nie wartych słów, obiecywałeś mi tyle jebanych razy i za każdym razem robisz coś ,żeby mnie zranić i nigdy nie dotrzymałeś obietnicy.
Podnosiłeś na mnie rękę, krzyczałeś na mnie, obrażałeś mnie, pobiłeś mnie do nieprzytomności. To są rzeczy których żadna dziewczyna by nie wybaczyła al...-
- Ale ty jesteś aniołem którego potrzebuję.- Dokończyłem - Jeśli ode mnie odejdziesz to tak jakby odeszła połowa mnie. Nie będę w stanie bez ciebie żyć.
- Przykro mi Justin. Nie mam sił do tego związku. Nie ograniczę ci kontaktów z synem. Możesz widywać się z nim kiedy chcesz tylko zadzwoń do mnie i mnie o tym poinformuj ,że chcesz spotkania. Teraz pozwól ,że się spakuje.

*Chantel

Weszłam do naszej byłej sypialni spakować swoje ciuchy nie miałam za dużo roboty bo po ostatniej wyprowadzce minęły dwa dni więc nie rozpakowywałam jeszcze ciuchów. Powkładałam rzeczy do torby po czym sięgnęłam po telefon wykręcając numer do Chanel.
Po trzecim sygnale odebrała.
- Tak słucham? - Zapytała znudzonym głosem.
- Ch...Chanel - Za jąkałam się. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego ,że łzy zaczęły wypływać z moich oczu.
- Wiedziałam Chantel. - Szepnęła.
- Uderzył cię wiedziałam. - Podniosła głos.
- Chanel uspokój się nic się nie stało po prostu muszę odejść.
- On wie?
-Tak rozmawiałam z nim już o tym \. Mogę się u ciebie dziś zatrzymać ?
- Pewnie ,że tak . Jest warunek jeśli go złamiesz już nie dam ci dachu nad głową. Nie wrócisz już do niego.
Nie wrócisz już do niego.Nie wrócisz już do niego.
- Dobrze.- Czy aby na pewno tego chcę? Czy ja dobrze zrobiłam ?
Przecież ja go kocham. Ale to tak jak kochać kogoś kto z miłości cię niszczy.
-Przyjadę wieczorem. - Rozłączyłam się nie dając siostrze dojść do słowa.

**

Po około godzinie spakowana zeszłam na dół z walizkami. Justin siedział na kanapie i....... płakał?
Nie Chantel masz być silna przerwa dobrze wam zrobi. Och zamknij się ! Głos w mojej głowie znów się odezwał.
Podeszłam do chłopaka.
- Justin czy możesz mnie ostatni raz przytulić ?
On od razu wstał, oczy czerwone od łez, policzki różowe i przetarłswoje czerwone od płaczu oczy.
- Oczywiście moja księżniczko. - odparł przytulając mnie do siebie mocno, ale za razem delikatnie i czule.
Takiego Justina kochałam.
Staliśmy tak chyba z dziesięć minut aż wreszcie oderwałam się od chłopaka i podeszłam po walizki.
- Żegnaj Justin.

*Justin.

Zamknęła za sobą drzwi.
Rozryczałem się jak mała dziewczynka. Podszedłem do drzwi i zjechałem po nich w dół.
- Kochanie wróć.



Jest krótki wiem ale ja wyjeżdżam więc papa :* Uwielbiam was za tyle pozytywnych komentarzy :) Wrócę w sobotę ale na cały dzień na plaże jadę. Może jak wrócę napiszę coś :* Może namówię rodziców ,żeby dali mi laptopa na wyjazd :D Ale nie będę miała czasu na napisanie pewka ale coś wydukam :)

Czytasz = komentujesz :*
Czekam na komentarze i dodam następny jak najszybciej mogę :* 

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 7.

Ale wiem ,że mi nie ufasz.


* Justin

To już drugi dzień. Drugi dzień od naszej kłótni, drugi dzień od czasu kiedy ją uderzyłem, pobiłem. Drugi dzień od czasu kiedy powiedziała ,że zmarnowała życie naszego synka, przez takiego potwora jak ja.
Ona nadal się nie budzi...
Nie dzwoniłem na pogotowie ani do Chanel, bo co ja bym im powiedział ?
Po naszej kłótni leżała na podłodze całą noc. Na drugi dzień postanowiłem ją położyć w naszej sypialni.
To wszystko nie tak miało być! Ona miała mi zaufać, mieliśmy być szczęśliwą rodziną.
Zerknąłem na zegarek który wskazywał 17:59. Strasznie się martwiłem, opatrzyłem jej rany i mówiłem do niej, próbowałem ją budzić, ale na marne.
Po przygotowaniu kolacji w kuchni dla nas obojga. W końcu nie wiedziałem czy się obudzi czy nie.
Poszedłem z tacką na górę i wszedłem do naszej sypialni.
Leżała z otwartymi oczami. Gdy usłyszała ,że drzwi się otwierają spojrzała w moją stronę.

* Chantel

 Obudziłam się w obcym miejscu z okropnym bólem w głowie. Leżałam chwilkę po czym usłyszałam otwierające się drzwi więc odwróciłam głowę w tamtą stronę. Zobaczyłam Justina wchodzącego z tacką jedzenia. Przestraszyłam się, mimo iż wczoraj mu wszystko powiedziałam i za to oberwałam.
- Hej. - Posłał mi ciepły uśmiech i postawił tackę na stoliku nocnym obok łóżka.
Nic nie odpowiedziałam tylko bacznie obserwowałam każdy jego ruch. On spojrzał na mnie zmartwiony i uniósł lekko rękę na co się wzdrygnęłam i odsunęłam gwałtownie od razu tego żałując przez nagły ból w głowy. On położył dłoń na moim policzku.
- Nawet nie wiem jak zacząć. - Odparł szeptem.
- Po prostu już nigdy mnie nie krzywdź.
- Obiecuję ,że już nigdy. Ale wiem ,że mi nie ufasz.
- Jak mogę ci zaufać skoro ostatnim razem zrobiłeś to samo, obiecałeś i nie dotrzymałeś słowa.
- Wiem zawaliłem po całej linij. - Spuścił głowę na dół.
Odwróciłam głowę w inną stronę i zaczęłam bawić się palcami.
- Źle się czuję, nie mam ochoty na rozmowę.
- Rozumiem. - Spojrzał na mnie jakby żałował ,że mnie uderzył. - Przygotowałem dla ciebie śniadanie, wiem ,że ostatnio ci nie smakowało postarałem się zrobić najlepiej jak potrafię, smacznego. - Skierował się do drzwi i zszedł na dół.
Boję się. Boję się cholernie ,że on znów mnie uderzy. Jest jak kobieta w ciąży, huśtawki emocjonalne ma, raz mnie przytula i jest taki kochany, jedno słowo i już jest agresywny.
Zjadłam pyszne śniadanie i udałam się do łazienki na piętrze.
Odbyłam poranną toaletę po czym ubrałam się i zeszłam na dół gdzie siedział Justin i oglądał TV.
- H..hej - Za jąkałam się chrypliwie.
- Hej. Chcesz usiąść ? - Obrócił się robiąc miejsce na kanapie.
- Chcę porozmawiać.
- Dobrze. - Dosiadłam się jednak zostawiłam między nami przestrzeń. - O czym chcesz porozmawiać ?
- Justin ja tu nie czuję cię dobrze.
- Jeśli chcesz możemy jechać do drugiego domu.
- Nie. Czuję się nieswojo w twoim towarzystwie. Mam wrażenie ,że jeśli znów się do ciebie zbliżę ty wybuchniesz i poniesiesz na mnie rękę.
- Obiecałem. - Powiedział zachrypniętym głosem. W jego oczach pojawił się ból, wiem ,że zabolały go moje słowa, ale musi wiedzieć ,że nie mogę pozwolić siebie tak traktować.
- Justin ja ci nie ufam.
- Jaki związek ma sens bez zaufania ?
- No właśnie... Justin bo ja mam dość. Chcę zerwać.



Okej wiem zawaliłam rozdział :/ Nie podoba mi się ale nie miałam możliwości napisania dłuższego ponieważ nie ma mnie w domu jutro ostatni dzień szkoły i WAKACJE mam nadzieje ,że będę miała możliwość dodawania szybciej rozdziałów <3 12 komentarzy 8 rozdział :)

Czytasz = komentujesz :)

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 6.

 Wracamy do początku.


Justin podszedł do mnie od tyłu przytulił i szepnął do ucha " To dla ciebie, mam nadzieję ,że ci się spodoba" po czym zdjął mi bandamkę. Byłam w szoku to było takie cudowne! Staliśmy na ogromnym podjeździe do cudownej willi. Dom marzeń. Jeśli można nazwać to domem, to cholerna rezydencja. Idealna willa nad oceanem w najbogatszej  dzielnicy w Miami. Stałam tam i gapiłam się jak jakaś idiotka. W całym moim życiu nawet nie marzyłam ,żeby mieć taki dom to idealny dom, dom marzeń. Z tyłu domu mieści się nawet mini wodny park, ślizgawki, zjeżdżalnie. 
- Chciałem abyśmy tu zaczęli wszystko od początku.- Objął mnie od tyłu i szeptał do ucha. - Abyśmy zapomnieli o wszystkim co było, żyli chwilą.
Zatraciłam się w słowach chłopaka, jego doskonały, seksowny głos, malinowe pełne usta wypowiadające magiczne słowa.
- Justin, nie mogę. - Odezwałam się szeptem. Bałam się jego reakcji, jestem przyzwyczajona do Justina który za wszystko mnie bije i nadal mam przed nim lęki. 
- Jeśli chcesz, wszystko możesz móc. 
- Ja nie mogę. Za dużo krzywdy mi wyrządziłeś. - Głos powoli mi się załamywał. - Nie tyle co fizycznie a psychicznie. - Zaczęłam szlochać. Justin obrócił mnie do siebie przodem i otarł mi łzy po czy wtulił mnie w jego klatkę piersiową. Zaczęłam jeszcze gorzej płakać. To było złe, to bardzo złe odtrącać jego pomysł, nadal może się cofnąć do czasów kiedy mnie bił i poniżał. 
- Wiem. Nie mogę tego cofnąć choć nie wiem jak bym chciał ale nie mogę. - Odsunął się. - Myślę ,że przyda nam się przerwa. - Zatkało mnie. On zatrzymał się i spojrzał mi głęboko w oczy. - Nie chcę tego ale to jedyne wyjście ,żebyś znów zaczęła mi ufać. Ja nie moge znieść tego kiedy boisz się nawet na mnie spojrzeć gdy nie uda mi się najdrobniejsza rzecz. 
- M...Myślę ,ż..że będzie mi ciebie zbyt brakować. Takiego dobrego ciebie. - Wyszlochałam. 
Justin zaczął iść z powrotem do samochodu zostawiając mnie bez uprzedzenia. Po krótkiej chwili również zaczęłam iść do samochodu. Zauważyłam ,że Justin rozmawia przez telefon. Wsiadłam do samochodu w momencie kiedy on kończył rozmowę.
- Tak, tak będę na sto procent. Najlepszą tą co zawsze. - Usłyszałam końcowe zdanie, po tych słowach zakończył rozmowę. 
- Przepraszam - Spojrzałam w stronę szatyna.
- Nie masz za co. To ja jestem winien. - Powiedział beznamiętnie, lecz w jego oczach był niezrozumiały błysk, czyżby tego żałował ? 
- Ja wiem ,że ja to psuje. 
- Przestań się obwiniać! Zresztą co ci to da?- Zatrzymując samochód odwrócił się w moją stronę.
- J...Ja ja...
- Tak jak myślałem - Zakpił.
- Justi...Justin prosz...
-Daj sobie spokój. Powiedziałem przerwa, ty sobie wszystko przemyślisz ja również to zrobię i zobaczymy czy nam wyjdzie. - Odwrócił się i ruszył.
- Chcesz mi przez to powiedzieć ,że to koniec ? - Spojrzałam na niego na z bólem w oczach.
- Doszukujesz się czegoś ? -Podniósł na mnie głos. Takiego Justina właśnie się boję.
Postanowiłam się już nic nie odzywać. Wiedziałam ,że nie będzie tak kolorowo cały czas ale nie sądziłam ,że popsuje się tak szybko. Wracamy do początku. Dla nas już nie ma szansy na szczęśliwe życie wspólnie. 
Po jakiejś godzinie byliśmy już w domu. Justin dał mi czas na spakowanie się. Tak znów wracam do Chanel, jeśli mnie przyjmie. Przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę wątpię w to.

- To nie moje wymysły to ty nie potrafisz zrozumieć powagi sytuacji! - Podniosła na mnie głos. - On cie pobije aż trafisz do szpitala ! Ale wtedy to ja się odwrócę i kto ci zostanie ? Nikt bo on będzie miał cię w dupie!

Mimo iż nie miało miejsca ,żadne pobicie myślę ,że ona i tak będzie miała mi za złe.
Po spakowaniu już wszystkich moich rzeczy coś mnie tknęło. Miałam dość tego jak mną pomiatał, jak mną rządził. Byłam dla niego jak jakaś służąca. Jestem dla niego za dobra, wybaczyłam mu zbyt wiele, pobicia wielokrotne, zdradę, pewnie też nie jedna i coś czego sobie nie wybaczę, psychikę mojego małego synka. On nie raz widział jak Justin się nade mną znęcał, choć wiem ,że nie robił tego świadomie na oczach synka on rozumie powagę sytuacji, malec wie co się dzieje. Pojawiła się we mnie dziwna odwaga. Miałam świadomość tego ,że Justin może mnie uderzyć lecz nie obchodziło mnie to w tym momencie. 
Zeszłam na dół gdzie czekał już gotowy do drogi Justin.
- Gdzie masz walizkę ? - Zapytał znudzony.
- U góry. - Odpowiedziałam bezczelnie.
- To może byś po nią ruszyła się szybciej bo tak się składa ,że jestem umówiony.
- Ja ci się znudziłam to na dziwki idziesz ? - O matko co ja właśnie powiedziałam ?! Coś w środku mnie mówiło ,żebym zamknęła się i przestała bo to nie skończy się dla mnie dobrze, ale i tak robiłam coś innego.
- Przestań! Nie wyobrażaj sobie za dużo. Idź po walizkę i jedziemy. - Zmienił się ? Już dawno by mnie uderzył. 
- Och a gdzie twoja koleżanka z którą spałeś ostatnio ? - Podparłam ręką o biodro. 
- Słuchaj przesadzasz! - podniósł głos. 
- A tak czekaj jak ona miała ? Ach.. Tak Amanda! Dobra jest ? Warta ceny stracenia rodziny ?
- Nie szantażuj mnie szmato ! - Zamarłam. Stary Justin wrócił. Wiem ,że przesadziłam ale myślę ,że każda dziewczyna zareagowałaby  tak samo jeśli dowiedziała się o zdradzie swojego chłopaka, a nawet gorzej.
To co zrobił zniszczyło nasz związek bezpowrotnie. Poniósł na mnie rękę. Nie dał mi z liścia, nie puknął mnie on mi zadał cios z pięści. Nie mogłam dłużej utrzymać równowagi i upadłam, jemu najwidoczniej było mało po podniósł mnie za szyję przyduszając mnie w ten sposób i przycisnął do ściany policzkując. Dostałam kolejny cios tym razem w brzuch i kolejny w twarz. Pamiętam moje ostanie słowa.
- Zniszczyłam życie mojemu synkowi przez takiego potwora jak ty! - Wydyszałam szeptem i ostateczny cios 
który spowodował iż zemdlałam i nie kontaktowałam już niczego. 
 Drama!
 Czekam na 10 komentarzy :) Zbyt kolorowo było ? :/ Tak jak obiecałam dodam jeśli będzie 10m kom. No i było rozdział napisany był już wczoraj :)

Czytasz = Komentujesz :)
 

środa, 18 czerwca 2014

Rozdział 5.

 - Nie bój się kochanie.


*Chantel

Dziś znów wprowadzam się do Justina. Może to jest żałosne ale ja bez niego nie mogłam funkcjonować normalnie. Minął tydzień odkąd Justin odwiedził mnie by odzyskać. Wolałam tak od razu nie ulegać więc zostałam tydzień dłużej u Chanel. Codziennie kontaktowałam się z Justinem przez skype. Między nami się zmieniło, jest lepiej, co ja gadam jest wspaniale. Jest czuły, miły, kochany, to nie jest już zimny, wredny, znęcający się nade mną Justin. Mam nadzieję ,że tamten Justin nie wróci. Pokochałam go na nowo ,lecz nie darzę go takim zaufaniem jaki miałam do niego na początku naszego związku. Jaxson jest u taty już od dwóch dni, Justin mnie wybłagał ,żeby Jaxso mógł przyjechać ,zresztą mój synek nie był dłużny.
Właśnie pakowałam walizki ,kiedy do pokoju weszła Chanel.
- On tobą manipuluje.
Usiadła na łóżku obok mojej walizki.
- Podniósł rękę na ciebie raz... - nie dałam jej dokończyć.
- Nie on...
- Nie! Daj mi dokończyć Chantel.
- Nie będę słuchała twoich wymysłów!
- To nie moje wymysły to ty nie potrafisz zrozumieć powagi sytuacji! - Podniosła na mnie głos. - On cie pobije aż trafisz do szpitala ! Ale wtedy to ja się odwrócę i kto ci zostanie ? Nikt bo on będzie miał cię w dupie!
- Jak możesz tak mówić ? Ty? Moja siostra ? Po za tym to moje życie więc nie wtrącaj się łaskawie.
Poukładałam ostanie bluzki w walizce i ruszyłam do wyjścia. Nie musiałam długo czekać na podjazd wjechał Justin swoim białym lamborghini. Wsiadłam do samochodu i musnęłam chłopaka delikatnie w usta.
- Hej piękna. - Posłał mi zniewalający uśmiech.
- Hej przystojniaku. - Zachichotałam.
- Jaxson jest u mojej mamy więc mamy ten weekend dla siebie.
Cudownie!
Ruszyliśmy z piskiem opon, nie będę kłamała uwielbiam szybką jazdę, kręci mnie to. Jeśli byłaby taka możliwość sama brałabym udziały w wyścigach samochodowych. Może spróbuję.
Dojechaliśmy do domu w ciszy, nie była to niezręczna cisza, była komfortowa.
Justin wziął moją walizkę ja natomiast wzięłam moją torebkę i weszliśmy do domu. Tyle wspomnień i tych dobrych, których było naprawdę mało i tych złych, których było mnóstwo. Szczerze mówiąc bałam się ,że to wróci. Choć nie wiem czemu skoro nic na to nie wskazywało. Trochę nie wiarygodna ta przemiana ale cieszę się do półki trwa.
Po rozpakowani walizki ( wspólnie z Justinem ) Poszliśmy wziąć wspólny prysznic.
Ten wieczór był wspaniały. Dużo się śmialiśmy i rozmawialiśmy, po skończonej kolacji zabrałam się za ścielenie sobie mojego spania na kanapie kiedy Justin stanął zdziwiony moimi poczynaniami. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.
- Coś nie tak ? - Spytałam zdziwiona.
- Tak...
- Co takiego ? - Zaprzestałam na chwilę.
- Myślałem ,że będziesz spała ze mną... W naszym łóżku.
- W naszym ?
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mnie do swojej klatki piersiowej.
- Kochanie chcę ,żeby było inaczej.
Nie oceniajcie mnie jestem bardzo emocjonalną osobą. Łza popłynęła samowolnie po moim poliku.
Justin zauważając to starł ją swym kciukiem.
- Dziękuję - Szepnęłam.
Chłopak poniósł mnie w ślubny sposób i ruszył ze mną na górę do sypialni.
Położył delikatnie na łóżku i szepną ,że mnie kocha. Po chwili sam położył się obok i zasnęliśmy w swych objęciach.

**

Obudził mnie dźwięk dochodzący z dołu jakby ktoś walił patelnią o podłogę. Przecierając zaspane oczy podniosłam się do pozycji siedzącej zobaczyłam ,że Justina nigdzie nie ma. Postanowiłam zejść i zobaczyć co jest przyczyną tego okropnego hałasu.
Wchodząc do kuchni zobaczyłam zdenerwowanego Justina z patelnią w reku. Szczerze to przestraszyłam się i schowałam za futryną drzwi. Justin spojrzał w moją stronę na co moje serce stanęło.
- Nie bój się kochanie. - Uśmiechnął się do mnie ciepło. - Choć tu. - Wyciągnął do mnie ręce jak do uścisku. Podeszłam niepewnie i wtuliłam się w niego mocno. - Przepraszam ,że cię obudziłem ale ta cholerna patelnia spadła mi już trzeci raz. - Powiedział wkurzony. Zachichotałam lekko i dałam mu buziaka w policzek.
- Miałem zamiar zrobić ci śniadanie do łóżka, a tu nici z moich planów. - Powiedział zawiedziony.
- Wiesz zawsze mogę iść i poczekać na śniadanie u góry. - Posłałam mu szczery uśmiech i ruszyłam schodami na górę.Po chwili znów usłyszałam trzask patelni. Nie musiałam długo czekać na chłopaka który pojawił się w pokoju z tacką na której były pysznie wyglądające kanapki i dwa kubki ciepłej herbaty.
- Dałem sobie spokój z jajecznicą. - Odpowiedział na moje nie zadane pytanie. Zachichotałam i zrobiłam miejsce dla chłopaka. Ugryzłam kanapkę po czym prawi ją wyplułam. Smakowała okropnie!
- Coś nie tak kochanie ? - Zapytał z niepokojem na twarzy. Wziął gryza swojej kanapki i powtórzył moją czynność. - O fuu to jest okropne! - Zaśmiałam się głośno z jego miny.
- Chyba pomyliłeś się z czymś. - Odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- No nie! Pomyliłem sól z cukrem. - Odpowiedział rozbawiony. Nie mogłam opanować śmiechu. Był taki słodki. Dawno nie miałam przyjemności z takich drobiazgów.
Po prysznicu przygotowana wyszłam z łazienki na dole czekając na Justina który zajmował łazienkę u góry. Justin zaprosił mnie na tajemnicze wyjście. Nie wiedziałam jak się ubrać więc ubrałam coś w czym mogę pokazać się wszędzie. Po jakiś piętnastu minutach po schodach zszedł gotowy Justin.
Podszedł do mnie i złapał za rękę po czym wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do jego czerwonego Bugatti Veyron. Po czym odjechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Zatrzymaliśmy się na postoju przy lasku po czym Justin wysiadł z samochodu i podszedł do drzwi od mojej strony. Otworzył je i kazał mi wysiąść z tylnej  kieszeni spodni wyjął czarną bandamkę po czym zawiązał mi ją tak abym nic nie widziała. Z powrotem wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Po około dwudziestu minutach jazdy, nie miałam pojęcia czy na pewno dwudziestu ponieważ nic nie widziałam, wysiedliśmy z auta Justin podszedł do mnie od tyłu przytulił i szepnął do ucha " To dla ciebie, mam nadzieję ,że ci się spodoba" po czym zdjął mi bandamkę. Byłam w szoku to było takie cudowne!

Jest mam nadzieję ,że sie podoba :) Udało mi się szybko napisać rozdział dziękuje za 11 komentarzy :) Jeśli będz1ie 10 komentarzy dodaję następny :) Jak zwykle z resztą

Czytasz = Komentujesz.

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 4.

-  b..bo o..on odszedł i nas zostawił.


Było najgorszym widokiem na świecie. Chantel w siedziała owinięta w ramionach jakiegoś faceta. Stałem tam w szoku patrzą na tą dwójkę. Chanel weszła do pokoju i odchrząknęła. Para od razu się odwróciła. Chantel spojrzała na mnie z przerażeniem wypisanym na twarzy. Teraz się boisz suko? Bój się! Ale nie o siebie tylko o tego skurwysyna obok ciebie !
- J..Justin co ty tu robisz ? - Spytała przerażona ,ze smutkiem na twarzy.
- Przyszedłem ,żeby cię odzyskać ale jak widzę znalazłaś już pocieszenie. - Wydarłem się najgłośniej jak potrafiłem i zamachnąłem się uderzając pięścią w nos tego typa.
- JUSTIN ... - Usłyszałem zmartwiony głos Chantel. Ta suka ma czelność jeszcze mu pomagać wstać.
Znów ruszyłem w stronę chłopaka i usiadłem na nim okrakiem okładając go pięściami. Chantel zaczęła wydzierać ryja ,żebym przestał a Chanel krzyczała ,że dzwoni na policję.
- Justin.. - Znowu usłyszałem Chantel... Tym razem szlochała. - Proszę on już nie ma sił - Zawyła.
Chłopak leżał nieprzytomny ostatni cis wymierzyłem mu w brzuch na co jego ciało gwałtownie się poruszyło.
- Justin to mój b..brat ! - Wrzasnęła Chantel. Podniosłem na nią zdziwiony wzrok i zszedłem z chłopaka który już kompletnie nie kontaktował. Czy ona sobie kurwa ze mnie żartuje ? Ta suka powiedziała mi o tym już po wszystkim ?
- Od kiedy ty masz brata ?
- Nigdy o nim nie wspominałam b..bo o..on odszedł i nas zostawił. - Wybuchła płaczem.
Chanel zajęła się ich "Bratem" a ja patrzyłem jak głupi na Chantel. Nie moja wina ,że tak zareagowałem chyba każdy chłopak kochający swoją dziewczynę by tak postąpił. Czekaj, czekaj cofnij to.... Czy ja powiedziałem ,że ją kocham ?! Może to przez natłok myśli, w mojej panuje teraz kompletny chaos.
- Czy możesz mnie przytulić ? - Wychrypiała delikatnie Chantel. Głos się jej łamał podczas mówienia, oczy były spuchnięte i czerwone od płaczu. Po raz pierwszy w życiu jest mi jej naprawdę szkoda. Taka prawda ,że ta dziewczyna nic złego mi nie zrobiła, to ja byłem potworem. Chyba znów się w niej zakochałem.... Wiem jestem nienormalny ale tego już nie da rady zmienić. Podszedłem do dziewczyny i objąłem ją tak jakbym ją przed czymś bronił, ona wtuliła we mnie swoje drobne ciało i położyła głowę na mojej piersi. Jak ja mogłem zniszczyć życie tak niewinnej istocie jak ona ? Była drobniutka, niziutka i przepiękna. Nie chciałem tego przyznać ale ,żadna dziewczyna z którą kiedykolwiek spałem nie równa się z jej urodą i charakterem.
Po chwili dziewczyna oderwała się ode mnie i odeszła krok do tyłu. Z jej oczu nie przestawały lecieć łzy.
Nie rozumiałem tego.
- Zdradziłeś mnie. - Odparła na jednym tchu.
Spojrzałem na nią i widziałem ból w jej oczach. Ona mnie na prawdę kochała ?

**- Justin proszę... - Zawyła.
Nie obchodziło mnie to co ta suka ma mi do powiedzenia. Uderzyłem ją po raz kolejny w twarz, zostawiając na niej już fioletowy ślad. Leżała i błagała ,żebym przestał. 
- Nie zasługujesz na dobro z mojej strony. Jesteś wrakiem człowieka. - Powiedziałem spokojnie pochylając się nad nią.
- Ja prze...przeprasza..am. - Zaczęła się dusić. - Ja cię ty...lko  kocham... - Kolejny cios i zemdlała upadając na zimne kafelki. 
  
**

Poczucie winy ? Czy ja mam do niej jakiekolwiek uczucia ?
Podszedłem do niej bliżej i ująłem jej anielską twarz w moje dłonie.
- Przeprasza za to co było , przepraszam ,że cię tyle razy zraniłem, przepraszam ,że nie miałaś we mnie wsparcia, przepraszam ,że podnosiłem na ciebie rękę, przepraszam ,że nie dbałem o ciebie tak ja na to zasługiwałaś, przepraszam ,że zmarnowałem ci życie, przepraszam ,że jestem potworem. - Przy ostatnim słowie głos mi się złamał a Chantel łzy zaczęły wypływać z oczu.
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. - Wbiegła w moje ramiona.
Ona sobie żartuje ? Tyle razy została przeze mnie wyśmiana, pobita, obrażana, a ona mi mówi ,że jestem najlepszym co ją w życiu spotkało ? Jak tu powiedzieć ,że ta dziewczyna nie jest aniołem w ciele tej idealnej kobiety ?
- Zostanę już z tobą na zawsze. - Objąłem ją jeszcze mocniej.
- Mam coś dla ciebie. - Odsunąłem dziewczynę delikatnie od siebie. - Mam nadzieję ,że ci się spodoba.
Poszedłem po prezent który miał ją tylko przekupić ale teraz to zależało mi na tym aby się jej spodobał.
- Proszę to dla ciebie - Podałem jej naszyjnik który kupiłem i dużą piękną czerwoną różę.
Zajrzała do torebki po czym wyjęła z niej pudełeczko z biżuterią. Otworzyła je i podniosła wzrok na mnie.
- Justin czy ty oszalałeś ? - Otworzyła szeroko oczy - To musiało kosztować majątek!
- Wszystko dla ciebie kochanie. - Pierwszy raz od około trzech lat użyłem na nią dobrego zdrobnienia zamiast wyzwiska. Chyba nie spodziewała się tego bo jakby zamknęła oczy delektując się tym słowem.
- Przyzwyczajaj się. - Uśmiechnąłem się ciepło w jej stronę.
- Dziękuję ,że jesteś. Dziękuję ,że to mnie wybrałeś, Dziękuję za to ,że jestem jedyna. - Połączyłem nasze usta w pocałunku nie dając jej szansy dokończenia. Ten pocałunek nie był byle jaki, był namiętny i pełen pasji. Przeniosłem moje ręce na pośladki dziewczyny i zacisnąłem na nich delikatnie dłonie na co otrzymałem seksowny jęk z ust Chantel. Wykorzystałem sytuację i wślizgnąłem język do jej ust. Pocałunek przerwał mi głos syren.
- To karetka ! - zawołała Chanel.
- Teraz już nic mi ciebie nie odbierze. - Wyszeptałem jej do ucha.
- Na zawsze. - Wychrypiała.
- Na zawsze.


Naszła mnie wena :) Czekam na komentarze. Myślę ,że jeśli pojawi się tutaj 10 komentarzy dodam rozdział :) Jest ogromna szansa ,że rozdział pojawi się dziś mam już zaczęty. Nie zależy mi na wielkiej ilości komentarzy ! Chcę po prostu zobaczyć ile was jest bo wyświetlenia mi nie dają  odpowiedzi gdyż jedna osoba potrafi nabić 5 wyświetleń w ciągu dnia :) Moje wyświetlenia nie są brane pod uwagę ! Są wyłączone.

Czytasz  = Komentujesz 
 



wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 3.

Nie wytrzymałabym ani miesiąca dłużej.


Odłożyłam spodnie na podłogę i wbiegłam na górę do pokoju mojego synka. Spał sobie słodko.
Wzięłam walizkę małego i zaczęłam pakować do niej wszystkie jego małe ciuszki. Gdy skończyłam już te czynność, wyszłam z pokoju synka i poszłam do szafy która była na holu u góry.
Zrobiłam to samo, odłożyłam obydwie walizki przy drzwiach wejściowych, wzięłam swój telefon z kanapy i wykręciłam numer siostry.

1 sygnał.......
2 sygnał.......

- Hallo? - Odezwał się zaspany głos w słuchawce.
- Przepraszam ,że tak późno. - Wychrypiałam do słuchawki.
- Kochane mam przyjechać?
- Mogę się u ciebie zatrzymać?
- Oczywiście już jadę spakuj się i małego.
Rozłączyła się. Z powrotem poszłam do pokoju małego i po cichu go ubrałam. Mały nadal spał więc robiłam to bardzo delikatnie ,żeby go nie obudzić. Wzięłam go na ręce i zeszłam na dół.
Drzwi się otworzyły a do domu weszła Chanel.
- Hej kochana. Biorę walizki ty weź małego i czekam na dole.
Skinęłam tylko głową. Wzięłam wszystkie moje i małego rzeczy i wyszłam zamykając za sobą drzwi.
Usadziłam Jaxson'a w foteliku a ja usiadłam na miejscu pasażera.

**

Po dojechaniu do domu siostry od razu zabrałyśmy się za rozpakowywanie moich i Jaxson'a rzeczy. Na całe szczęście Chanel ma bardzo duże mieszkanie, co prawda nie jest to willa ale czteropokojowe mieszkanie jak dla jednej studiującej dziewczyny to mieszkanie doskonałe. Zerknęłam na zegarek który wskazywał 02:34.
- Chantel wystarczy na dziś kosmetyki i zabawki zostawmy na jutro, ja już zasypiam na siedząco.
Zaśmiałam się tylko.
- Ja i tak dziś nie zasnę. Idź spać poradzę sobie sama, chciałam jeszcze sobie wszystko przemyśleć.
- Dobranoc. - Podeszła do mnie i musnęła moje czoło. Odpowiedziałam jej tym samym i zabrałam się za rozpakowywanie i układanie.
Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Jak zwykle przez nie przespaną noc. Dużo myślałam o tym jak będzie wyglądało moje życie bez Justina. Nie chciałam rozbijać rodziny Jaxson'owi ale nie miałam wyboru.
Nie wytrzymałabym ani miesiąca dłużej nie mówiąc już o roku czy całym życiu z takim potworem jakim jest Justin. Podniosłam się z łóżka i podreptałam do łazienki. Odbyłam poranną toaletę i ubrałam się wygodnie, w domowe ciuchy, ponieważ nie miałam zamiaru dziś nigdzie wychodzić.
Zeszłam na dół gdzie zobaczyłam Chanel trzymającą Jaxson'a na kolanach przeglądających przepisy kucharskie.
- Mama ! - Krzyknął mały biegnąc w moją stronę.
- Hej kochanie. - Uściskałam chłopca.
- Lobimy ciastecka chces lobić je z nami ?
- No pewnie.
Zabraliśmy się za robienie czekoladowych ciasteczek. Była przy tym świetna zabawa, zupełnie zapomniałam o tym co wydarzyło się wczoraj.

* Justin.

Cholerny tydzień. Przez te całe jebane siedem dni nie widziałem ani nie słyszałem mojego małego synka.
Straszne bałem się też czy Chantel postanowiła mnie zostawić. Mimo wszystko tak jakoś dziwnie pusto bez niej. W końcu to ją wybrałem z pośród miliona dziewczyn powinna być mi za to wdzięczna a nie uciekać ode mnie i jeszcze zabierać mi mojego jedynego syna na którym na prawdę mi zależy. Nawet nie wiecie ile ten mały szkrab dla mnie znaczy.
Postanowiłem odzyskać Chantel. Nie jestem pewien co do uczuć do niej. Niby ją kocham ale nie lubię być dla niej miłym kochanym, cudownym, chłopakiem który będzie codziennie słodził jej tanimi, tandetnymi słówkami. Postaram się to zrobić aby ją na razie do siebie przekonać tak aby znów się tu wprowadziła abym miał kontakt z synkiem. Zatrzymała się u swojej siostry jak zwykle gdy coś się dzieje to właśnie u tej dziwki szuka pocieszenia. Przez ten cały tydzień od rana do popołudnia pracowałem wieczorem chodziłem z kumplami na dziwki a w nocy rozmyślałem o synku i Chantel.
Nie wytrzymam tego dłużej. Myślę ,że przez ten tydzień będę w stanie zrobić z siebie typowego romantyka dla tej suki.
Dziś miałem jechać do domu jej siostry namawiać Chantel do powrotu ale jeśli doszło już do jej ucieczki muszę kupić kwiaty i jakiś wisiorek dla niej. Pojechałem do sklepu Chanel'a i kupiłem jej naszyjnik. Nie jestem typem faceta co to kupuje dziewczynie słodką delikatną biżuterię, wolę jak dziewczyna wygląda seksownie i drogo a nie słodko i tanio. Po drodze zajechałem do kwiaciarni i kupiłem jej czerwoną różę. No o tym słyszałem, wiem ,że tandeta ale jest romantycznie i pasuje do poprzednio kupionego naszyjnika. Z resztą ta dziewczyna cieszy się z najmniejszego drobiazgu.
W końcu. Przynajmniej to mam z głowy. Teraz jeszcze zajechać po prezent dla malucha. Ale to zaliczam do przyjemnych. Małemu kupiłem gigantycznego misia i mnóstwo słodkości żelki, czekolady, lizaki, batony itp.
Wszystko już kupione więc jechałem już tylko do Chanel.
Zapukałem do drzwi by po chwili otworzyła mi Chanel. Była w szoku gdy mnie zobaczyła z tymi wszystkimi rzeczami w rękach.
- Ju-Justin ciebie tu nie powinno być! - Wyszeptała krzykliwym tonem.
- Ale jestem i mam zamiar zabrać ze sobą Chantel i Jaxson'a. - Oznajmiłem bezczelnie.
- Tym... - Wskazała na torby, misia i różę. - Ich na pewno nie przekupisz.
- Tata ! - Usłyszałem krzyk mojego synka.
- Hej maluchu. - Przytuliłem malca. - Pacz co dla ciebie mam. - Wystawiłem zza pleców wielkiego misia i wręczyłem go synkowi wraz ze siateczkami słodyczy.
- U mamy jest pan, zabierz go od niej. - Malec zrobił smutną minkę.
- Jaki pan ? - Spojrzałem zdziwiony na Chanel.
- Żadnego pana nie ma a na ciebie już czas, przekazać coś ? - Wystawiła ręce przed siebie chcąc zabrać ode mnie prezenty dla Chantel.
- Nie. Wyręczę cię w tym. - Wszedłem do środka i to co zobaczyłem...

*Nie sprawdzony
No i jest kolejny rozdział MOJEGO AUTORSTWA TAK JAK I POZOSTAŁE ! Czekam na 8 komentarzy i dodaje następny :) Mam nadzieję ,że się podoba :) Pisałam go na ostatnią chwilę :p Następny (jeśli będzie 8 komentarzy) myślę ,że dodam w sobotę to już zależy od was.